przymusowy postój

Powrót z Astany do domu minął niespodziewanie szybko, rankiem przed wylotem jeszcze spokojnie zjadłem śniadanie w hotelowej restauracji, bez pośpiechu spakowałem się i przed 12 wyszedłem przed hotel, gdzie akurat czekał już na mnie kierowca. Bardzo się zachmurzyło tego dnia, ale nie miało to już dla mnie żadnego znaczenia, bo przecież wracałem do domu. Pomyślałem nawet wtedy jaki miałem fart, że jeszcze wczoraj, kiedy zwiedzaliśmy miasto świeciło słońce i aura sprzyjała poznawaniu zakątków stolicy.
Kierowca nie mówił po angielsku, więc droga na lotnisko minęła nam w zupełnym milczeniu. Wyjeżdżałem zadowolony, że zdecydowałem się tutaj przyjechać, ale czy chciałbym tutaj kiedyś wrócić? Może kiedyś i na pewno nie sam. Czego zabrakło mi podczas tego krótkiego pobytu to możliwość poznania tutejszej kuchni i odwiedzeniu paru restauracji, a do takich atrakcji najbardziej nadawałoby się towarzystwo M. Może więc następnym razem wrócimy tutaj obaj i rzucimy się w wir kulinarnych doznań Astany.
Droga na lotnisko trochę mi się dłużyła, choć była sobota i wcale nie było korków. Po drodze oglądałem kolejne powstające projekty architektoniczne, to miasto to ewidentnie jeden wielki plac budowy, za kilka lat gdy tu wrócę pewnie nie poznam tego miasta a z lotniska do centum będę jechał kolejką nadziemną, która aktualnie dopiero co powstaje.
Na lotnisku pustki, kilka sklepów wolnocłowych oferujących arcydrogie zachodnie produkty, nie warto było nawet tego oglądać. Myślałem że przywiozę M. jakieś lokalne wino, ale cena 55 eur za butelkę kazaskiego specjału ostatecznie mnie zniechęciła.

Na Okęcie przylecieliśmy prawie o czasie, miałem przed sobą ponad 5 godzin czekania na przesiadkę do Zurychu, czas ten spędziłem w loungu przeglądając prasę i wlewając w siebie od czasu do czasu lampkę wina. Takie wielogodzinne, bezczynne czekanie męczy mnie najbardziej, z reguły wolę od razu przesiąść się na kolejny samolot, by jak najszybciej dotrzeć do celu podróży, ale niestety mój samolot odlatywał dopiero wieczorem. Kiedy zbliżał się czas boardingu opuściłem wygodny fotel i poszedłem w stronę wyjścia. Boarding jeszcze się nie rozpoczął więc z niecierpliwością stukałem butem i raz po raz spoglądałem na zegarek. Po kwadransie zobaczyłem jak z samolotu wychodzą piloci i cała obsługa samolotu a po chwili z megafonu usłyszałem komunikat: samolot będzie miał opóźnienie około 3 godzin. W jednej chwili, na sama myśl że muszę wrócić do saloniku i przeczekać tam kolejne kilka godzin, jakby uszła ze mnie resztka energii. Przyszło mi wtedy przez myśl, że mógłbym spróbować przebukować swój powrotny bilet na jutro na rano a na ten wieczór pójść i przespać się gdzieś do hotelu. Wymieniłem parę uprzejmych zdań z miłą Panią w informacji i po niecałej godzinie leżałem już wygodnie w hotelowym łóżku. Przez moment nawet zdawało mi się, że wróciły mi siły żeby spotkać się z kimś w Warszawie, ale nie trwało to długo – zasnąłem z komórką w dłoni a obudził mnie dopiero dźwięk telefonu zamawianego wcześniej budzenia.

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kazachstan, podróże i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz