Ze zgromadzonych podczas naszych wspólnych podróży do Ameryki Południowej i Azji mil, mój brat zabrał mnie do Gruzji. Nie przez przypadek na towarzysza podróży wybrał mnie a nie swoją żonę. Dobrze wcześniej skalkulował , że dzięki mnie nie będzie musiał wydać ani grosza na hotel.
Od początku pomysł wspólnego wyjazdu mi się podobał, gorzej było tylko z wybraniem miejsca dokąd moglibyśmy razem polecieć. Początkowo myśleliśmy o Mińsku, potem o południowej Europie a w konsekwencji padło na Tibilisi.
Mimo że byłem w Gruzji w marcu mógłbym tam jeździć i jeździć. Kilka dni przed wylotem dowiedziałem się że Lot planuje strajki i trochę zacząłem się martwić że z naszego wyjazdu nici, ale na szczęście w dniu wylotu żadne z połączeń nie zostało odwołane.
Wyjątkowo nie spaliśmy w Radissonie i wcale nie żałuję. Znalazłem nową miejscówkę blisko Starego Miasta, dzięki czemu oszczędziliśmy mnóstwo czasu i pieniędzy, bo Radisson zawsze windował ceny w górę.
Wieczorami i wczesnym rankiem było chłodno za to w ciągu dnia po 18-20 stopni mogliśmy wiec śmiało paradować w krótkim rękawku. Kuchni gruzińskiej mam już po dziurki, przejadły mi się wszystkie chinkali, chaczapuri i churchele jedyne czego mogę próbować dalej to gruzińskie wina.
Na śniadania chodziliśmy zwykle gdzieś na miasto, w okolicy pełno było lokalnych miejsc oferujących specjały lokalnej kuchni oraz moja ulubioną kawę po turecku. Choć po raz 3 wjeżdżałem kolejką na górę i przemierzałem znajome szlaki, muszę przyznać, że wciąż wszystko mnie tutaj to zachwycało. Jedynie w drodze do Kazbegi pogoda nas nie rozpieszczała, zaczęło padać, zerwał się silny wiatr, na szczytach gór widać było już pierwszy śnieg. Wjazd i zwiedzanie klasztoru Św. Trójcy był mniej przyjemny niż w marcu kiedy odwiedzałem go z M. ale widoki i wrażenia pozostały te same. Nie pojechaliśmy tylko na obiad do The Rooms bo spieszyło się nam wracać do Tbilisi.
W ostatnich 2 miesiącach dwukrotnie odwiedziłem Belgrad. Stolica Serbii się rozrasta i pnie się w górę, w miejscu gdzie kiedyś z okna widziałem tylko stare wagony i wysypiska gruzu wystrzeliły w górę nowe budynki kompleksu Waterfront.
Do Belgradu leciałem z kolegą z Lotu. Nie dziwię się, że Lot – Later or Tomorrow ma problemy finansowe. Pracownicy kradną, wynosząc z samolotu butelki z alkoholem.
Obyło się bez szaleństw i rozpusty z lokalnym kolorytem, za to zrobiliśmy pieszo prawie 10km.
M. regularnie przylatuje do Polski. Na początku myślałem, że taki układ nie wypali, ale moje obawy okazały się przedwczesne. Obojgu bardzo jest na rękę podróżowanie między krajami i życie na dwa domy. Będąc w Szwajcarii zakupy robi M., w Polsce za wszystko płacę ja. M. najbardziej spodobało się możliwość tańszego kupowania w Polsce, bo ceny praktycznie są 2-3 krotnie niższe niż w Bernie.
Gruzja jest ciekawym krajem, a pierożki nigdy się nie znudzą mojemu podniebieniu.
Serdecznie pozdrawiam
To ja Ciebie szczerze podziwiam! 😉
Ciekawa przygoda 🙂