Pobyt w Pizie będzie kojarzył mi się z zimnymi rękami, marznięciem i leżeniem pod grubą kołdrą w ciągu dnia. Wszystko przez to, że ta cholerna babcia w ogóle nie grzeje w mieszkaniu. Na zewnątrz jest 17 stopni a w pokoju mam 12. Z tego wszystkiego wolę przebywać cały czas poza domem niż siedzieć w pokoju i się np. uczyć. Kobieta łazi po domu w dwóch swetrach, wełnianych rajtuzach i ciepłych bamboszach podczas gdy ja co najwyżej mogę ubrać na siebie dwa swetry i bezrękawnik. W nocy bywa tak zimno mi w stopy, że śpię w nałożonych na siebie dwóch parach skarpet. Gdybym miał czapkę spałbym i w niej. Za dwa dni wracam do Polski, gdyby nie fakt że ostatnie kilka nocy spędziłem z M. w hotelu, pewnie poskarżyłbym się na babcię w szkole. Anders, mój współlokator narzeka na to samo, choć pochodzi ze Szwecji, nie jest przyzwyczajony do mieszkania w lodówce.
Razem z M wynajęliśmy sobie auto na kilka dni i pojechaliśmy odwiedzić Sienę, San Gimilgiano i Cinque Terre. Na weekend było prawie 20 stopni, świeciło słońce, pogoda w sam raz na takie wycieczki. Cieszyłem się, że udało mu się przylecieć do Pizy i spędzić ze mną te kilka dni razem.
Szybko udało mi się wpaść w rytm nauki, szkoła – dom, tę trasę znam już na pamięć a kolejne zajęcia wyznaczają rytm każdego dnia. Cieszę się że wybrałem Pizę a nie Sienę, która choć ładna, pełna jest turystów i masy odwiedzających miasto Włochów.
Szkoła, która wydawała mi się oferować moc atrakcji pozalekcyjnych okazała się w tym względzie trochę skromna. Przez dwa tygodnie mojego pobytu nie odbyło się nic , co pozwoliłoby poznać innych uczestników kursów czy nawet poznać pozostałych nauczycieli. W szkole studiuje kilkunastoosobowa grupa młodzieży z Izraela, która w październiku zamierza zdawać egzaminy na medycynę na tutejszym uniwersytecie. Konkurencja jest bardzo duża, widać jak między sobą rywalizują kto szybciej i więcej opanuje materiału, kto lepiej nauczy się włoskiego, kto lepiej będzie posługiwał się językiem.
Niedziela w Cinque Terre pozostawiła niezapomniane wspomnienia. Miasteczka są malownicze, pięknie położone a odwiedzenie ich wszystkich zajmuje cały dzień. Natychmiast po wyjściu z pociągu zderzałem się jakby z klimatem nadmorskiego kurortu: plaże, promenady, palmy, piękna roślinność… Wakacyjny nastrój jak z katalogu biura podróży. Kolorowe kamieniczki, wąskie uliczki, kameralne porty, wszędzie porozwieszane pranie – typowe tutejsze klimat. Zapachy owoców morza, lodów i pizzy, które roznosi się w powietrzu są nie do opisania. Plaże były praktycznie opustoszałe, aż strach pomyśleć co dzieje się tutaj w miesiącach letnich. Są na ziemi miejsca niepowtarzalne, że na długo pozostają w pamięci. Miejsca, które przyciągają swoją magią i do których chciałoby się wracać częściej i jak tylko się da. Takie właśnie jest Cinque Terre – oddzielone od siebie skalistymi zboczami i górami porośniętymi winoroślami, niesamowity zakątek położony na Riwierze Liguryjskiej w północnych zakamarkach Włoch jest absolutnie wyjątkowy.
Zaliczyliśmy z M kilka uczt dla dla podniebienia, we Włoszech nie da się chodzić głodnym i nie przytyć. Choć starałem się nie objadać na noc, to było to naprawdę trudne, bo M ciągle wynajmował takie perełki kulinarne i nieustająco musiałem ze sobą wewnętrznie walczyć.
Znaczy zmiany, ale zmiany na lepsze, więc gratulacje. Na chłód 12 stopni nie ma co narzekać, bo dziś u mnie padał śnieg, a w nocy było -1. Szyby trzeba było skrobać. Zimny wychów podobno jeszcze nikomu nie zaszkodził, więc tego się trzymajmy.
Serdecznie pozdrawiam
Wrócilem i załapałem się na wiatr deszcz i temperatury oscylujące w granicach 2-4 stopni. Okropieństwo