…wyrwałem się wcześniej z biura porobić ostatnie zakupy. Nowe zajęcie jest tak absorbujące, że nie mam czasu na wyjście do lekarza ani nawet na zrobienie podstawowych zakupów a co dopiero wyszykować się na dłuższy wyjazd. Szwajcarski dyrektor coś tam jeszcze ode mnie chciał, naturalnie gdy już prawie wychodziłem, a ja z nieukrywaną radością spuściłem go na drzewo i szybko zamknąłem swój komputer. Niech się buja. Nie mogę doczekać się jego miny gdy dowie się, że nie wrócę po urlopie do biura. Zakasa koleś rękawy i przypomni sobie obsługę excela.
Dzięki pożytecznemu urządzeniu jakim jest hulajnoga udało mi się zdążyć ze wszystkim na czas. Nowa walizka spełniała moje oczekiwania estetyczne tylko do pierwszego lotu, bo po wyładowaniu na Okęciu pojawiły się już pierwsze rysy i przetarcia. Ukradli mi nawet zawieszkę na bagaż. Miałem okazję spotkać taksówkarza, który ostatnio na darmo czekał na mnie pół godziny pod bramą o 4 nad ranem, tamtego dnia gdy zaspałem na samolot. Tak jak można było się tego domyślić tamtego poranka pod moim adresem leciały niewybredne epitety i słowa sponsorowane literkami k ch p j – wszystkie w pełni zasłużone.
Do K na Wolę dojeżdżałem już ostatkiem sił, nie rozmawialiśmy nawet długo, nie otworzyliśmy butelki wina jak planowaliśmy, tylko od razu poszliśmy spać. Samolot do Miami odlatywał 12.05 ale planowaliśmy być na lotnisku wcześniej, żeby zajrzeć przedtem do laungu i zobaczyć atrakcje jakie przygotował Lot przy okazji pierwszego połączenia w kierunku słonecznej Florydy. Rzeczywiście przed wejściem do bramki stoły uginały się od pyszności i smakołyków, wśród zaproszonych przedstawicieli prasy i tv przechadzali się najważniejsi pracownicy Lotu, ich goście oraz pasażerowie wśród których – daje głowę – połowa leciała za darmo. Szału nie było, ale wstydu też nie. Trochę się obawiałem jak zniosę tak długą podróż, bo przez ostanie kilka lat do Ameryki latałem w bardziej komfortowych warunkach niż zwykłym cargo. Poziom życia mi się jednak zmienił, widmo biedy zapukało w drzwi więc przeprosiłem się z eko i nie urządzam fanaberii.
Leciał z nami jeden osobnik, któremu pod wpływem nadmiaru alkoholu zebrało się do bitki, obrażania pasażerów i szukania zwady ze wszystkimi wokół. Obsługa samolotu, dbająca o bezpieczeństwo i komfort podróży, nie reagowała na zaczepki i jawne groźby pod adresem innych pasażerów, nie przejmowała się gdy pan głośno werbalizował chęć nastukania swojej żonie oraz wszystkim łysym pedałom oraz miękkim fajom na pokładzie. Tłumaczyli się, że zrobić nic nie mogą a skarżącym się na chama pasażerom radzili by go nie denerwować.