Na resztę dni pobytu w Rzymie nie planowaliśmy niczego. Miasto podoba nam się tak bardzo, że chętnie wracamy tam tak po prostu poszwendać się po uliczkach starego miasta czy modnym Trastevere. Cappuccino na śniadanie w jakiejś uroczej kawiarni, obiadokolacja w trattorii która przypadkiem wpadnie nam w oko, koktajl w barze albo najlepiej lody – najlepsze na świecie.
W niedzielę zrobiliśmy drugie podejście do Villi Borghese, tym razem dotarliśmy do samych drzwi muzeum, ale odprawiono nas z kwitkiem, bo nie było już biletów. Za to mogłem zobaczyć Via Veneto niezwykle niegdyś popularnej – założono na niej wiele eleganckich kawiarni i luksusowych sklepów. Słynna Cafe du Paris niestety była zamknięta ale urok „ulicy słodkiego życia” pozostał (wciąż można na tablicach na ścianie kawiarni zobaczyć zdjęcia aktorów i aktorek odwiedzających lokal). Każdy kto oglądał film Federico Felliniego „Dolce vita” zna tą ulicę. To znajdująca się w centrum miasta enklawa stosunkowo rzadko odwiedzana jest przez turystów – symbol rzymskiej ekstrawagancji i elegancji, symbol słodkiego, arystokratycznego życia. Zupełnie nie przypomina innych typowych uliczek Wiecznego Miasta, jest szeroka i w całości wysadzana drzewami. Po jej bokach wyrastają pięciogwiazdkowe hotele, ekskluzywne butiki i niewiarygodnie drogie restauracje, w których relaksują się gwiazdy kina, teatru, muzyki i sportu. Nocą natomiast na ulicy można spotkać ekskluzywne prostytutki, alfonsów oraz naganiaczy nocnych klubów.
Wróciliśmy na Campo Marzio i wpadliśmy na naszego specjalistę od pachnideł i perfum – Diego. Tylko on potrafi tak pięknie zakołysać biodrami, zatrzepotać rzęsami, wzruszyć się teatralnie, ale przede wszystkim bardzo fachowo i profesjonalnie doradzić w zapachach i od niechcenia dorzucić w zdaniu coś o Pierpaolo (Piccioli tym od Valentino). M znowu mu uległ i wyszedł z jakąś butelką perfum za 350 euro.
Przypadkiem przechodziliśmy obok Teatrom Sistina, w którym grali Ducha a że mieli jeszcze bilety, wieczorem zabrałem M na romantyczny spektakl o nieprzemijającej miłości. W Rzymie łatwo o romantyzm.
Magiczny sekret: „Jak zatrzymać na zawsze kogoś, kogo kochasz? Musisz się na niego bez przerwy gapić, zrobić mu zdjęcie, zamknąć oczy, trzymać je długo mocno zamknięte. Ten obraz przejdzie do twojego serca i od tej chwili ta osoba będzie już z tobą na zawsze”.
To nie moje, to z La Dea Fortuna Ozpetka, po włosku brzmi o wiele lepiej: un segreto un po’ magico: «Come fai a tenere per sempre con te qualcuno a cui vuoi molto bene? Devi guardarlo fisso, prendi la sua immagine, chiudi di scatto gli occhi, li tieni ben chiusi. E lui ti scende fino al cuore e da quel momento quella persona sarà per sempre con te».
Jak dobrze, że zamieściłeś zdjęcia, wspomnienia wracają. Wieczne Miasto jest wiecznie urokliwe i przyciąga wzrok.
Serdeczności
Prawda. Uwielbiam tam wracać objazdem porze roku
Uwielbiam Włochy i uwielbiam Rzym. Najlepsze, co można zrobić w tym mieście, to po prostu zgubić się w tych wąskich uliczkach, pełnych knajp z genialnym jedzeniem czy przepięknych zabytków.
W Rzymie, który jest stolica Włoch byłem dwa razy. Ostatni raz – 8 dni w październiku 2018. Travestere bardzo mi się spodobało. Miasto uwielbiam i wiem, ze wrócę. Nawet na weekend, żeby ot tak nic nie robić. Żeby pobyć przez dwa dni Rzymianinem.
Ja zawsze się wzbraniałem przed wizytą w tym mieście, wydawało mi się zbyt oklepane turystycznie, zapchane i w ciul gorące.
Teraz do Rzymu mogę jeździć kilka razy w roku, choćby na weekend, zawsze mi się podoba, uwielbiam atmosferę, zakupy i jedzenie. Mówię po włosku więc Włochy to dla mnie trochę taki drugi dom