Od wczoraj jestem w Szwajcarii. Odkąd anulowano wszystkie obostrzenia, green passy, maseczki i testy o wiele przyjemniej podróżuje się samolotem i o wiele łatwiej przychodzi mi bycie spontanicznym w wyjazdach. I tak w tym tygodniu będę pracował zdalnie z Berna, w pracy też jest jakoś luźniej, dlatego kilka dni temu odruchowo kupiłem bilet ku wielkiej uciesze M.
Pojechałem dziś na spacer do Kirchenfeld, sprawdzić stare śmieci i zobaczyć dawne niewidziane widoki. Gdzieniegdzie trwają remonty, stare miasto pełne jest dźwigów, rusztowań i żelaznych konstrukcji, kilka znanych sklepów zniknęło z mapy miasta, zbankrutowały albo zmieniły właścicieli. Poszedłem w kierunku parku Dählhölzli, gdzie kiedyś z lubością przechadzałem się w przerwie na lunch. Spacerując przypominałem sobie nazwy mijanych budynków ambasad i konsulatów których jest tutaj multum. Park zoo mocno się rozbudował, wybudowano nowe drewniane kładki, spod których można obserwować przechadzające się tam zwierzęta i ptaki. Z innych nowości to, że park pełen jest świrniętych starszych kobiet nawołujących zwierzęta i wydających przy tym bardzo dziwne dźwięki.
Odwiedziłem dom, w którym właścicielka hodowała świnki, które niegdyś dokarmiałem resztkami swojego lunchu albo owocami wynoszonymi z biura.
Śmieszna historia mi się przypomniała. To miejsce pokazała mi koleżanka z biura – Ushi zaraz po tym jak się tutaj sprowadziłem i często zabierała mnie tutaj aby dokarmić te świnki. Zdarzało się, że w czasie pracy wymykaliśmy się na krótki spacer po okolicy, zabieraliśmy jabłka, rzucaliśmy je zawsze głodnym zwierzętom a potem szliśmy na spacer albo wspólny lunch. Od taki niewinny i nieznaczący rytuał każdego tygodnia.
Któregoś dnia umówiliśmy się na takie wspólne wyjście, wyszedłem z biura czekając na Ushi przed wejściem. Coś długo trwało to jej schodzenie z drugiego piętra, więc sięgnąłem po komórkę i wysłałem krótką wiadomość „idziesz Ushi nakarmić ze mną świnie – czekam na dole, będzie super”.
Poszliśmy na spacer, obowiązkowo zajrzeliśmy do świnek a w drodze powrotnej zahaczyliśmy o ulubioną bäckerei gdzie kupowaliśmy nasz ulubiony lunch pt. precel z pastą z tuńczyka.
Kilka dni później moja dyrektorka niespodziewanie na spotkaniu zagadnęła mnie co to za dziwne propozycje jej wysyłam z tym dokarmianiem świń. Pech chciał, miała na imię tak samo jak moja koleżanka a przypadkowo wysłana do niej wiadomość nieźle ją rozbawiła.
Dobrze Ci tam 🙂 w końcu łapiesz oddech 🙂 Chciałabym napisać, byś pozdrowił M, ale przecież mi się tylko wydaje, że się znamy 🙂
Przekaze i tak.
Dziękuję 🙂
Spontan zawsze jest najciekawszy, więc taki wyjazd będzie odskocznią i zmotywuje do efektywnego działania…
Wspólne karmienie świnek jest ciekawą i zabawną historią.
Zasyłam serdeczności
Ja też czekam na odmaskowanie. Jak byłam w Polsce załapałam się na dwa dni. Inne zycie. 😀
Ja tez czekam na włoskie odmaskowanie. Podobno od 1 maja mają wszystko cofnąć
Podobno, ale zobaczymy. 🙂
A u nas już nosi kto chce. Jest spora grupa Niemców nadal zakładająca maseczki w sklepach, ale już nie patrzą na tych drugich jak na morderców ;p
W Szwajcarii nie ma już obowiązku noszenia maseczek od kilku tygodniu ale raz po raz na ulicy spotykam zamaskowanych
Ale się uśmiałam:D Czasem zdarzaja sie smieszne pomyłki.
A dyrektorka.. długo trzymała w sobie tą ciekawość i.. niepewność o karmienie jakich świń Ci chodziło. Czytać dosłownie czy między wierszami.. ;D
długo po czasie zapytała mnie o co chodziło mi z tym dokarmianiem świnek, wiedziała ze wiadomość nie była do niej, ale ciekawość ja zżerała gdzie ja te świnki dokarmiam w godzinach pracy;)
Hihi, w godzinach pracy 😀 Kontrola musi być 😉
Żartuję oczywiście. Twój ostatni wpis o pracy jest taki.. pozytywny. Zupełnie inaczej niż ten bieg sprzed miesięcy. Nareszcie będziesz mógł o siebie zadbać. Przyda Ci się. Cieszę się, że tak dobrze Ci się odmieniło. Niech tak dalej dobrze płynie 🙂