Długi weekend spędzam w stolicy Rumunii. Planowałem polecieć kilka tygodni temu, ale wypadek wymusił na mnie zmianę planów. Żeby zupełnie nie przepadł mi bilet i hotel zmieniłem rezerwacje na połowę sierpnia. Samolot wyleciał o zabójcze wczesnej porze 5 rano, kilka godzin przemęczyłem się w Warszawie by w południe wylądować na lotnisku Otopeni. Mój stary kierowca ucieszył się widząc mnie tutaj znowu, od lat wysyła mi życzenia na święta, śmiejąc się że ciagle zmieniam numer telefonu i już nie nadąża który jest aktualny. Miasto się zmieniło, niektóre znane miejsca przestały istnieć inne zmieniły właścicieli, charakterystyczna architektura kamienic wciąż cieszy oko tak samo jak widok młodych Katarczyków wystających przed kasynem i prowadzącymi się z prostytutkami.
Gdzieś kiedyś usłyszałem że stolica Rumunii to laboratorium architektonicznych zbrodni. Przewodnicy oprowadzający zagranicznych gości po Bukareszcie zawsze mają ten dylemat: pokazać Lipscănię czy nie? To w końcu ichniejsza starówka, ale czy ruina może mieć jakąkolwiek wartość turystyczną? Stan większości międzywojennych budynków jest zatrważający. Wielu nie da się oglądać, gdyż służą za stelaże ogromnych billboardów. Większość interesujących obiektów oznaczono czerwonymi tabliczkami informującymi o pierwszym stopniu zagrożenia sejsmicznego. Nasuwa się pytanie czy cokolwiek wartościowego tu jeszcze pozostanie? Bukareszt to taka hybryda złożona z porozrzucanych fragmentów kilku różnych miast. Zawieszony kulturowo pomiędzy Stambułem, szczyptą Paryża i głęboką komuną Bukareszt ma cechy zarówno zachodnioeuropejskiej metropolii, jak i chaotycznego tureckiego miasta.
Nie zapomnę kiedy pierwszy raz zobaczyłem co się tutaj wyprawia, kiedy grupa młodych Arabów przylatuje z Kataru na weekend. Wszedłem któregoś dnia do hotelu gdzie w lobby tłoczyła się cała grupa młodych mężczyzn, dziwnie przaśnie ubranych za to w same markowe ciuchy, głośno się zachowywali żeby nie powiedzieć, że jak jakieś bydło przyjechało. Nagle do lobby weszła piękna, bardzo atrakcyjna blondynka, elegancko ubrana, pachnąca, pokiwała porozumiewawczo a panowie jak jeden mąż rzucili się w jej stronę. Rozdawała im jakieś karteczki, pomyślałem że to ktoś sławny oferuje fanom autografy.
Pani z recepcji odwróciła się do mnie, przeprosiła za zamieszanie, skomentowałem, że rozumiem fanów, czasem każdy wariuje jak spotyka swojego idola znaną aktorkę albo celebrytę. Pani uśmiechnęła się, puściła mi oczko i skomentowała: – tak, to nasza „lokalna” celebrytka…
Agencje towarzyskie mają się bardzo dobrze w Bukareszcie, zwłaszcza gdy pojawiają się naiwni wygłodniali bliskości za to bardzo bogaci młodzi panowie z Bliskiego Wschodu.
Kiedyś pamiętam rzesze dzieciaków żebrzących cukierków, gdy tylko samochód stanął na chwilę, warto zajrzeć, co się zmieniło…
Zasyłam serdeczności
Dzieci dorosły i wyrosły z cukierków 😂
szkoda, że nie ma zdjęć Bukaresztu