powrót do domu

Smutno było mi opuszczać Kolumbię. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że bardzo podoba mi się ten kraj, atmosfera miast, ludzie, ten niesamowity spokój i wolność, które odczuwam, ile razy przebywam w tym odległym zakątku świata. Mieszkać bym tam może nie chciał, chociaż jeśli zastanowić się bardziej ciągnie mnie do Chile – mógłbym zamieszkać i pracować w Santiago. Każdy weekend spędzałbym w Valparaiso, podładowując baterie i rozkoszując się atmosferą miasta i jego widoków. Musiałbym tylko podreperować swój hiszpański, bo bez tego ani rusz.

Padało, kiedy zamówioną taksówką wyruszyłem w kierunku lotniska El Dorado. Z pewną melancholią patrzyłem przez mokrą szybę mijając wzrokiem lokalne widoki, bo za kilkanaście godzin miałem wrócić do dobrzej znanej mi rzeczywistości.

Bagaż odprawiłem bardzo szybko, byłem nawet pierwszy, który otrzymał kartę pokładową, nie wiem w sumie dlaczego, miałem po prostu szczęście. Miła dziewczyna obsługująca odprawę Lufthansy wpuściła mnie pierwszego do kolejki a ja nie protestowałem.

Latając często samolotami kilkunastokrotnie przerobiłem sytuacje kiedy uszkodzono mi bagaż. Musiałem potem meldować ten fakt na lotnisku, zgłaszać szkodę, wypełniać papierki, pisać reklamację do linii lotniczych, robić zdjęcia, znowu wypełniać formularze, a potem czekać na decyzję. Przerobiłem podróżowanie z walizkami z niezniszczalnych materiałów, mniej lub bardziej markowych. Wniosek wysunął się sam: linie lotnicze są wstanie uszkodzić lub sponiewierać najbardziej niezniszczalny bagaż, nawet najdroższy i najlepszy model Rimowy. Ostatecznie wynik na końcu sprowadza się do dwóch możliwości: bagaż da się naprawić wymieniając uszkodzoną część albo linia lotnicza oddaje pieniądze do wysokości wartości bagażu pomniejszone o roczną amortyzację. Przez 16 lat latania non stop przerobiłem 4 walizki Rimowy, wszystkie w pewnym momencie zostały doprowadzone do stanu nienaprawialności i nieużywania. Od kilku lat zwykle co drugi wyjazd jestem zmuszony wymienić bagaż na nowy, ale kupuję pseudomarkowe plastyki ogólnie dostępne pośród sieciowych promocji. Te niszczone są po pierwszym lub drugim wyjeździe i to bez względu na dalekość lotu.

Przed wylotem do Kolumbii kupiłem nową walizkę, której użyłem raz, lecąc do Libanu. Lecąc do Kolumbii mój bagaż został zmasakrowany już po przylocie do Mexico City. Odbierając go z taśmy powinienem był zgłosić szkodę od razu, ale że nikt nie mówił po angielsku podarowałem sobie tą wątpliwą przyjemność użerania się z lotniskową biurokracją i zgłaszania szkody. Kółka połamane, kilka pęknięć i wgnieceń w poszyciu. Latając między kolejnymi miastami zabezpieczałem walizkę taśmami, aby za którymś razem po przylocie nie odpadło mi dno a z taśmociągu wyjechały moje porozrzucane gacie. Szczęśliwe udało mi się dotrzeć do ostatniego odcinka podróży, zapakowałem walizkę w coś co przypominało ochronny kondom, bo Lufthansa nie pozwala na oblepianie bagażu plastikowa taśmą i w ten sposób dotarłem do Polski a szkodę zgłosiłem dopiero po powrocie.

Miałem szczęście że wróciłem zgodnie z planem, w tych dniach akurat związki zawodowe niemieckiego przewoźnika ogłosiły strajk, wiele lotów zostały odwołanych albo mocno opóźnionych. Ja jedyne z czym musiałem zmierzyć się po wylądowaniu we Frankfurcie, to odnalezienie właściwej bramki na lot do domu. W ramach strajku – jak mniemam – nie działały żadne wyświetlacze…

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podroze i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

7 odpowiedzi na „powrót do domu

  1. trollatrolla pisze:

    Ja mam swoją malutką walizkę, jest z tych powleczonych tkaniną. Ponieważ jest to kabinówka zwykle ją biorę ze sobą na pokład. Ale kilka razy kazali mi ją oddać do luku. Nie wiem jakim cudem przetrwała to rzucanie. Może właśnie dlatego, że jest miękka?
    Chile…. chciałabym…

  2. salmiaki pisze:

    Ja od 7 lat jeżdżę wszędzie z moją małą, tkaninową walizeczką. Nie latam. Walizeczka nieco się przykurzyła, ale jest sprawna- pomyślałam. I niestety nie mogę wymienić na nową, bo musiałabym tę wyrzucić… a dobra… taki problem…

    • saberblog pisze:

      Rozczuliłaś mnie
      😂 jakbym słyszał własną matkę😂 ja nazywam to naszym polskim dziadowaniem: po co wyrzucać, jak jeszcze jest dobre😂😂😂

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s