W Iguazu panował potworny upał. Brat niczego się nie nauczył i choć pierwszego dnia spiekł sobie czubek głowy, czoło, kark i nos wciąż miał sobie za nic 40 stopniowy żar, który bezlitośnie lał się z nieba. Gdy wrócił mu rozsądek było za późno, wklepywanie kremu w spocone, rozgrzane ciało przy dużej wilgotności powietrza nie jest zajęciem najprostszym – łaził po parku jakby pokryty lepką breją a ja za wszelką cenę unikałem z nim jakiegokolwiek przypadkowego fizycznego kontaktu.
Wodospady przyciągają tłumy, co kilkanaście minut kolejka przewozi i zawozi ludzi na punkt widokowy, słychać chyba wszystkie najważniejsze języki świata.
W środku amazońskiej dżungli zbudowano mały, lecz całkiem luksusowy butikowy hotel z 23 pokojami wyposażonymi we wszystko, co wymaga 4 gwiazdkowy obiekt, doskonale wkomponowany w bezmiar dżungli. Dokoła cisza, spokój, na drewnianych kładkach między budynkami spotkać było można kolorowe tukany, motyle, olbrzymie jaszczurki i pająki, wydawało się że cywilizacja jest gdzieś hen daleko choć w każdej chwili można było połączyć się z internetem. Nowoczesny, czysty i wygodny, ze sprawnie działająca klimatyzacją, wygodnymi łóżkami, doświadczonym, nierzucającym się w oczy personelem, dostępem do mediów, restauracji, baru i w dodatku nie drogi..
W związku z wykonywana pracą dużo podróżuję, średnio ponad 60 nocy w roku spędzam poza domem i często nocuję w hotelach. Przerobiłem wszystkie znane sieciówki, małe rodzinne hotele i pensjonaty, jak i butikowe perełki, od Best Western i Park Inn po Fairmont, Hyatt i St. Regis. W Iguazu znalazłem hotel, który choć bez złotych klamek, został doskonale wkomponowany w to miejsce, powalił mnie swoją otoczką: lokalizacją, architekturą i wystrojem.
Wyglądając czasami przez okno, próbując odwrócić myśli od wszelkich spraw związanych z pracą chętnie bym tam wrócił.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.