Mój brat głównie drwi i szydzi z mojego stylu życia, odrzuca przepych, zbytek i wszystko, co drogie, prestiżowe, markowe, próżniacze, pyszne i napompowane. Grubiejący w talii i w portfelu utracjusz i dorobkiewicz jak ja, który musi być łechtany przeświadczeniem o swojej wyższości (szerszości?), bo inaczej koegzystencja razem z kastą usługujących nie byłaby aż tak widoczna. Nie dziwi go może, że ktoś czasem sprząta w hotelu – ale żeby do pokoju codziennie musiał wchodzić ktoś zaprogramowany na poprawianie pościeli (turn-down service), podnoszenie papierków i wykonywanie innych prostych czynności to już niczym nieusprawiedliwiony luksus. Swoje łóżko zostawia pościelone, ale gdy po powrocie zastaje je Pościelone przez duże P to już nadmiar. Jak go znam najchętniej wyeliminowałby w ogóle zawody sprzątaczki i kelnera…
Moje zakupy w markowych butikach to dla niego szczyt burżujstwa i oznaka braku pokory. Dla niego jestem hedonistą, niewolnikiem reklamy, mody i trendów, który nie bacząc na nic pnie się po szczeblach kariery, rujnując swoje zdrowie i nie dbając o względy innych. W jego mniemaniu moje życie to ciągłe dążenie bez zahamowań do dóbr i sukcesów, nieskazitelny profesjonalizm, parcie na karierę i konsumpcjonizm, co okrutnie go irytuje, podczas gdy on z pokorą cierpliwie odwala pańszczyznę.
Gdy przyjechaliśmy na lotnisko Ezeiza kolejka do odprawy bagażowej na samolot do Frankfurtu już się ustawiła. Wszyscy z niecierpliwością przestawali z nogi na nogę nie mogąc doczekać się, kiedy wreszcie rozpocznie się odprawa bagażowa. Mój brat na widok kolejki, która kilkakrotnie zwijała się w spiralę miał minę nie tęgą, bo na oko zgadnąć można było, że czeka nas dobre dwie godziny stania. I wtedy majestatycznie wkroczyłem ja z całym anturażem… Niemieccy turyści z niezadowoleniem patrzyli na nas jakbyśmy próbowali się wepchnąć się do kolejki, jeden niemiecki geriatryk spoglądając raz na mnie a raz na okładkę mojego paszportu nawet soczyście przeklął a następnie głośno wyraził swoje niezadowolenie nakazując nam stanąć do szeregu jak wszyscy. Z nieukrywaną satysfakcją, niczym czarodziejską różdżką zamachałem plastikiem a miły pan z obsługi rozsunął dla mnie odgradzającą wszystkich barierkę i zostaliśmy odprawieni na stanowisku pierwszej klasy.
Światopogląd się jednak mojemu bratu z tego powodu nie zawalił a jego krucha psychika nie uległa zdruzgotaniu…
czasem szczyt burżujstwa jak widac ma tez i dobre strony
naprawde tak uwazasz? szkoda ze nie jestes moim bratem
🙂 a szkoda zobaczyłbym boskie Buenos…