Po trzytygodniowej nieobecności wróciłem do pracy, gdzie powitano mnie entuzjastycznie i z nieukrywanym utęsknieniem. Pierwszy raz będąc chory nie pracowałem zdalnie z domu, zero odpisywania na maile czy choćby przekazywania ich komuś dalej żeby się nimi zajął, bo tak jak było przez ostatnie 7 lat. I co? Firma nie upadła, świat się nie zawalił, biura nie zamknięto, prócz szefa jedynie 3 osoby zauważyły moją nieobecność: Audrey, Renate i Bianca. Reszta miała to delikatnie mówiąc w d..e.
Mógłbym zejść z tego świata w domowych pieleszach i nie zauważyłby tego nikt póki nie zaczęłoby śmierdzieć i Mauerhoffer nie zadzwoniłby na policje, że sąsiad spod siódemki zakłóca mu spokój i pozbywa go zapachu alpejskiej łąki.
Nowy szef jednego dnia mnie wkurza a drugiego zaskakuje, od kilku tygodni w kółko słyszę od niego: you read in my mind, excellent, perfect. Z radości aż mi tryka a moje ego wznosi się ponad poziom mojego IQ. Co z tego, jeśli odwołali mi wyjazd do Indii, Chin, Stanów i Singapuru. Transition nie odwołali, mam je zrobić przez telefon. Ogólnie kładę na to laskę, jak dla mnie mogę to zrobić nawet listownie albo za pomocą gołębi pocztowych bylebym dostał obiecanego bonus, za którego kupię kolejne mieszkanie i polecę dokoła świata.
Archiwum
Tagi
- amore
- Anglia
- Argentyna
- Australia
- Austria
- Azerbejdżan
- Bahrajn
- Bali
- Brazylia
- Chile
- Chiny
- Chorwacja
- Ekwador
- emigracja
- Estonia
- Fidżi
- Filipiny
- Finlandia
- Francja
- GH
- Gruzja
- Hawaje
- Hiszpania
- Holandia
- Hongkong
- Indie
- Iran
- Irlandia
- Islandia
- Japonia
- Kanada
- Karaiby
- Katar
- Kazachstan
- Kolumbia
- Laos
- Liban
- Malezja
- Malta
- Maskareny
- Mauritius
- Mądrości
- Nepal
- Niemcy
- Nowa Zelandia
- Oman
- Palau
- Panama
- Peru
- podróże
- Polinezja
- praca
- RTW
- Rumunia
- Serbia
- Seszele
- Singapur
- St. Maarten
- studia
- Szwajcaria
- Szwecja
- Tahiti
- Tajlandia
- tanzania
- Turcja
- USA
- Warszawa
- Wietnam
- Wrocław
- Wyspy Cooka
- włochy
- Zanzibar
- ZEA
- związek
- Łotwa