Nazajutrz skorzystaliśmy z okazji wyjazdu na całodniową wycieczkę na gejzery i Gullgoss. Było naprzemiennie zimno i wietrznie, słonecznie albo wręcz brakowało słońca. Ubrałem na siebie cokolwiek miałem. I przez cały dzień zmokłem okropnie, najpierw wodospad (wilgotno), później gejzery (deszczowo), następnie kosmicznie chlapiący Gullfoss (bardzo mokro i zimno). Taka dawka przemakania i wietrzenia na przemian o dziwo nie doprowadziła mnie do przeziębienia ani do obezwładniającej niemocy na drugi dzień.
W drodze, późnym popołudniem zatrzymaliśmy się na olbrzymim parkingu. Kierowca potrzebował przerwy, zatankować a nasza grupa w tym czasie miała okazję coś zjeść w auto-grillu albo zrobić ostanie zakupy przed powrotem do stolicy. Restauracja samoobsługowa, bardzo dobrze zorganizowana i serwująca całkiem smakowicie wyglądające potrawy. Nie brakowało burgerów z frytkami czy innych kanapkowych rozwiązań, których fanem nie jestem, ale prócz typowego fastfooda oferowała też zdrowsze posiłki: sałatki, pasty i ryby. Prócz naszej grupy stołowała się tutaj całkiem spora grupa chińskich turystów, która robiła strasznie dużo hałasu, głośno rozmawiając a jeszcze głośniej mlaskając, bałaganiąc i okupując przy tym wszystkie możliwe stoliki. Po skończonym posiłku zamiast zebrać swoje śmieci, resztki jedzenia czy inne papierowe talerze zostawiali wszystko na stołach i niczego sobie z tego nie robiąc po prostu wrócili do autokaru. Nie wspomnę ile zmarnowali przy tym jedzenia. Gdy odebraliśmy nasze zamówienie nie mieliśmy gdzie usiąść, wszystkie stoły i ławy były tak uświnione, że na ich widok odechciewało się tam jeść. Ktoś z obsługi restauracji zdążył złapać pilota obsługującego tę wycieczkę i po chwili Chińczycy wrócili posprzątać po sobie. Trochę im to zajęło, nie ukrywali niezadowolenia, głośno komentując coś pod nosem. Miny mieli nietęgie, bo ktoś kazał im sprzątać, ale widok był zabawny oglądając wymuskane Chinki w markowych ciuchach z oczojebnym logo uwijające się, by doprowadzić to miejsce do stanu używalności.
Chińscy turyści to swoisty ewenement. Wpychają się do kolejek, są niekulturalni i nie przestrzegają przepisów, a mimo to cały świat wita ich z otwartymi ramionami. Okryci złą sławą chińscy turyści coraz liczniej wyjeżdżają w podróże do innych krajów, zostawiając w nich coraz więcej pieniędzy.
W kilku miejscach praktycznie postawiono znak informujący po chińsku o samoobsłudze, konieczności posprzątania po sobie stołów, a nawet zakazie załatwiania potrzeb fizjologicznych na terenie otaczającym parking. Fakt, że zakazu nie obwieszczono w żadnym innym języku, świadczy tylko o fatalnej reputacji, jakiej dorobili się turyści Państwa Środka odwiedzający to miejsce. Jednak na tym nie kończy się lista przywar stereotypowego turysty z Kraju Środka. Podróżując po świecie podczas ostatnich kilku lat poczyniłem pewne obserwacje i tak oto chińscy podróżnicy dali mi się poznać jako niegrzeczni, głośni, skorzy do awantur i nieprzestrzegający przepisów. Widziałem i słyszałem historie, że np. w Tajlandii mają tendencję do szybkiej jazdy po złej stronie ulicy albo zostawiania podpisów na starożytnych ruinach. W wielu krajach część hoteli zabiera elektryczne czajniki z pokojów zajętych przez Chińczyków, gdyż ci, zamiast wody na herbatę, często gotują w nich makaron. Gdziekolwiek pojadą – plują, śmiecą i wpychają się do kolejek.
W narzekaniu na zachowanie Chińczyków prym wiodą mieszkańcy Hongkongu, lokalna prasa regularnie donosi o nowych przypadkach potwierdzających brak kultury przybyszów z Chin kontynentalnych. Czytałem gdzieś, że Chińczykom udało się rozzłościć nawet mieszkańców Korei Północnej, kiedy rzucali północnokoreańskim dzieciom cukierki, „jakby karmili kaczki”.
Moim zdaniem, niezbyt interesuje ich to, co dany kraj ma do zaoferowania. Mam na myśli, że nie podróżują dla poznawania ludzi, dla kultury danego miejsca, nie mają potrzeby ucieczki od zgiełku dużych miast na plażę, nie szukają spokoju. Chińscy turyści w większości podróżują po to, żeby zobaczyć to co widzą wszyscy. Kluczową rolę w ich podróży odgrywają zdjęcia, których robią chyba miliony. Chińczycy fotografują wszystko, począwszy od rzeczy i miejsc rzeczywiście wartych fotografowania, przez niezliczoną ilość selfie, po białych ludzi czy po prostu tablice z napisami, jedzenie itp.
Tak… Turyści z Japonii, Choć, Indii są na tyle specyficzni, że zorganizowano wiele szkoleń dot obsługi tej grupy turystów.
Co do śmiecenia- już taka jestem, że nie odpuszczam. Każę śmieciarzowi od razu po sobie sprzątać.
Zauważyłam, że piszesz w aplikacji. Twój telefon ma żeński słownik. Może się zamieniły, bo mój stale uważa, że jest męski…
I jeszcze jedno- zabrakło zdjęć…
Z poważaniem,
S.